W układzie SI jednostką długości jest metr. Jak precyzyjnie podać jego długość? Zgodnie z definicją zatwierdzoną przez XVII Generalną Konwencje Miar z 1983 roku jest to odległość jaką pokonuje światło w próżni w 1/299 792 458 sekundy. Wydaje Ci się, że to precyzyjna jednostka? Wieki temu w starożytnym Egipcie podstawową jednostką miary długości był kubit [w przybliżeniu odległość między końcem palca środkowego a dołem łokciowym]. Na podstawie antycznych opisów i znalezionych kamiennych miar określono precyzyjnie, że 1 kubit miał długość 52 centymetrów 3,6 milimetra [0,5236 m]. Zastanawiające jest dlaczego przy budowie tak gigantycznych budowli jak np. piramidy [440 x 280 kubitów, w przypadku piramidy Cheopsa] stosowano tak precyzyjną miarę [to mniej więcej tak jakby mierzyć objętość basenu za pomocą szklanki]. Co ciekawe kubit ma więcej fascynujących właściwości. Chociaż pierwsze dokładne przybliżenia liczby „Pi” pojawiły się po narodzinach Chrystusa, stosowany w starożytności kubit to z dużym przybliżeniem [do czwartego miejsca po przecinku] 1/6 części tej magicznej liczby. Z ogromną precyzją prawdziwe jest również, że 1 kubit jest równy π-φ^2.
Cała piramida Cheopsa to niesamowity obiekt - zawiera niezliczoną ilość niesamowitych proporcji oraz astronomicznych i matematycznych własności. Chcesz więcej, krótkich „zagadek wszechświata”? Zostaw ślad w komentarzu i kliknij „lubię” pozostając na dłużej. :) Na zdjęciu: „Cubit rod Turin Museum” – autor „Bakha” Źródła: https://en.wikipedia.org/wiki/Cubit http://tajemnicepiramid.eu/dane.htm „The revelations of the Pyramids” – Ewkanim Production https://www.youtube.com/watch?v=kujBFi9cVIA&t=3485s Opracowanie własne
0 Komentarze
„To mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości” – każdy zna słowa wypowiedziane przez Neil’a Armstronga 21 lipca 1969 roku o 2:56 UTC, kiedy stawiał [wcale nie pierwszy jak uważa większość] krok na powierzchni księżyca. Dzisiaj krótko o historii pewnego oficera SS, który urzeczywistnił marzenia prezydenta Kennedy’ego o lądowaniu człowieka na powierzchni księżyca. Wernher von Braun, bo to on będzie bohaterem dzisiejszego wpisu przyszedł na świat 23 marca 1912 roku w miasteczku Wirsitz [obecnie Wyrzysk w województwie wielkopolskim]. Kiedy na mocy traktatu wersalskiego z 1919 roku rodzinne miasto von Brauna znalazło się na ziemiach polskich cała rodzina wyjechała do Berlina. W wieku 13 lat po lekturze książki Hermanna Obertha „Rakieta w przestrzeni międzyplanetarnej” nastąpił przełom. Młody Niemiec dostał od matki mały teleskop za pomocą którego obserwował księżyc i gwiazdy. Zafascynowany astronomią podjął studia w Instytucie Techniki, gdzie w 1934 roku ukończył naukę z tytułem doktora. Aeronautyczna pasja zaprowadziła go w szeregi Luftwaffe [sił lotniczych III Rzeszy], do którego wstąpił w roku 1936. Szybko dostrzeżono tam jego ponadprzeciętne umiejętności, dlatego już rok później został mianowany dyrektorem technicznym w rakietowym ośrodku w Peenemunde, gdzie rozwijano technikę rakietową dla zastosowań wojskowych. Druga połowa lat trzydziestych była w Niemczech okresem rządów Adolfa Hitlera, dlatego von Braun chcąc dalej kontynuować swoje badania był zmuszony do wstąpienia do NSDAP [Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza]. Sami naziści również bardzo szybko poznali się na talencie młodego konstruktora. W 1940 roku von Braun został przyjęty do SS [elitarna niemiecka formacja nazistowska podległa NSDAP], gdzie otrzymał pierwotnie stopień podporucznika, a następnie w 1943 roku – majora. Konstruktor zawsze marzył o wysłaniu człowieka w kosmos. Pracował dla nazistów, bo to pozwalało mu finansować własne badania, natomiast zawsze traktował projektowane rakiety jako środek transportu. Hitler chciał nimi przenosić bomby na terytorium aliantów, natomiast von Braun nie skupiał się na ładunku – zawsze wierzył, że nadejdzie czas kiedy przy ich użyciu człowiek opuści Ziemską orbitę. Wernher von Braun ma również jednak ciemną część swojej historii. Był głównym projektantem rakiety balistycznej pionowego startu A-4, która stała się „bronią odwetową” V-2, mającą przechylić szalę zwycięstwa wojny na stronę nazistów - szczęśliwie Niemcy nie zdążyli wykorzystać jej potencjału [miała zasięg 300 kilometrów, była zdolna do przenoszenia głowic bojowych o masie do 1 tony oraz spełniała główny cel von Brauna – mogła osiągnąć przestrzeń kosmiczną]. Podczas wojny Wermacht wystrzelił 3 225 rakiet powodując śmierć 12 685 osób i niszcząc 33 700 budynków. Skazą w życiorysie konstruktora jest również fakt, że w fabrykach produkujących V-2 pracowali więźniowie obozu koncentracyjnego Mittelbau-Dora. Podobno sam konstruktor skazywał więźniów na chłostę i osobiście oglądał ich egzekucję. Paradoksalnie choć był siłą napędową rakietowego programu Rzeszy mającego obrócić losy wojny w 1944 roku został aresztowany przez Gestapo za sianie defetyzmu [na zakrapianym przyjęciu powiedział, że miał nadzieję, iż jego konstrukcję będą wynosić ludzi w kosmos]. Na szczęście dla rozwoju nauki, był zbyt ważny dla Hitlera i po dwóch tygodniach został zwolniony na jego oficjalne polecenie. Kiedy Niemcy skapitulowały von Braun stanął pod ścianą. Dowództwo nakazało zniszczyć całą dokumentację rakiet V-2 w górach Harzu, żeby ta nie wpadła w ręce aliantów, natomiast konstruktor nie mógł pozwolić na utratę dorobku naukowego całego swojego życia. Zdawał sobie również sprawę z tego, że siły „nieprzyjaciela” naciągają z dwóch stron – alianci z zachodu i armia czerwona od strony wschodniej. Wiedział również, że niepodporządkowanie się rozkazom dowództwa będzie równało się z wyrokiem śmierci. Zdecydował się wyjść naprzeciw armii amerykańskiej i oddać się w ich ręce. Stało się tak 12 maja 1945 roku. Amerykanie przyjęli grupę von Brauna wraz z dokumentacją techniczną i ocalałymi podzespołami rakiety V-2, wiedząc że tacy specjaliści będą bardzo przydatni w obliczu rysującego się konfliktu z komunistami. Stało się tak w ramach operacji o kryptonimie „Spinacz” [Paperclip] – warto nadmienić, że była to w pełni tajna operacja, ponieważ większość naukowców była członkami SS lub NSDAP i mogła być odpowiedzialna za zbrodnie wojenne, dlatego oficjalnie nie można było przyznać im wizy. Umiejętności von Brauna okazały się przepustką do wolności. Pierwsze lata powojenne niemiecki zespół spędził skoszarowany w Teksasie w Fort Bilss, gdzie pozwolono im rozwijać swoje technologie, pracując w ramach programów US Army rozwijając pocisk balistyczny średniego zasięgu – rakietę Redstone. W 1955 roku von Braun otrzymał obywatelstwo, co pozwoliło mu niejako odciąć się od nazistowskiej przeszłości. Równocześnie rozpoczął się wyścig kosmiczny, jako część zimnej wojny – rywalem von Brauna po stronie Związku Radzieckiego został wyciągnięty z gułagu Siergiej Pavlovich Korolov, którego świat poznał dopiero po śmierci [historię tego zapomnianego geniusza na pewno będziesz miał okazję przeczytać w przyszłości]. Armię po obu stronach konfliktu nie były jednak skupione na eksploracji kosmosu. Rakiety tworzone zarówno przez von Brauna jak Korolova miały służyć do przenoszenia głowic jądrowych na terytorium nieprzyjaciela. Dopiero później dowództwa dostrzegły potencjał militarny w umieszczeniu sztucznych satelitów w kosmosie, oraz możliwość demonstracji swojej siły umieszczając np. człowieka w kosmosie.
Jako datę rozpoczęcia wyścigu kosmicznego uznaje się powszechnie 4 października 1957 roku, kiedy zespół radzieckich konstruktorów umieścił na orbicie okołoziemskiej Sputnika 1 – pierwszego sztucznego satelitę Ziemi. Wywołał on strach i debatę polityczną w Stanach Zjednoczonych, której rezultatem było uchwalenie przez administrację Eisenhowera nowych inicjatyw w tym powołanie do życia NASA [National Aeronautic and Space Administration]. Von Braun jednak nie miał za przeciwnika jedynie osoby radzieckiego konstruktora Siergieja Korolova. Społeczeństwo Amerykanów nie było nastawione pozytywnie, co do jego osoby i przeszłości, stąd wojsko zadecydowało, że pierwsze próby umieszczenia satelity na orbicie powierzą w całości amerykańskiej konstrukcji rakiety należącej do marynarki wojennej, co w konsekwencji okazało się fiaskiem [gdyby nie ten fakt zapewne Niemiec wyprzedziłby związek radziecki – jego rakieta Jupiter-C, podczas testu 20 sierpnia 1956 roku mógł umieścić satelitę w kosmosie, natomiast próbę nadzorowało wojsko i zamierzenia tego testu były odmienne]. Po nieudanej próbie startu rakiety marynarki wojennej Vanguard, mającej wystrzelić pierwszego satelitę [6 grudnia 1957], szansę otrzymuje von Braun i jego Jupiter-C. Już pierwsza próba okazała się udana – 31 stycznia 1958 roku, niespełna cztery miesiące po Sputniku, na orbicie udało się umieścić drugiego satelitę – Explorer 1. Von Braun został zatrudniony w NASA, stając się pierwszym dyrektorem Centrum Lotów Kosmicznych im. G. C. Marshalla w Alabamie. Stanowisko pozwoliło mu ukształtować wieloletnią strategię podboju kosmosu określanej później „Paradygmatem von Brauna”. Wyścig kosmiczny przeszedł do kolejnej fazy – celem stało się umieszczenie na orbicie człowieka. Ludzie nie do końca byli przekonani czy człowiek jest w stanie przeżyć przeciążenia w rakiecie kosmicznej oraz skutki promieniowania, dlatego pierwsze testy polegały na wysłaniu w kosmos zwierząt. Pierwsi dokonali tego Rosjanie – Łajka, bo takie imię nosiła suczka, została wysłana na orbitę jeszcze w 1957 roku na pokładzie Sputnika 2 [nie przeżyła tej podróży – zdechła z powodu stresu i przegrzania, choć od początku jej powrót na Ziemię nie był przewidywany]. Jako pierwsze z orbity powróciły psy Biełka i Striełka, które znajdowały się na pokładzie Sputnika 5 [misja z 19-20 sierpnia 1960 roku]. Korolov zadał kolejny cios – 12 kwietnia 1961 roku 27-letni kosmonauta Jurij Gagarin dokonał jednego kompletnego okrążenia Ziemi w czasie 108 minut i powrócił na powierzchnie Ziemi. 23 dni później w trakcie misji Freedom 7 programu Mercury von Braun wysłał w lot suborbitalny Alana Sheparda, pokazując, że Amerykanie nie odstają technologicznie od rywali zza żelaznej kurtyny. Koniec lat 50 to nieustanne testy i rozwój programu kosmicznego. Przełomowym momentem dla Wernher’a von Brauna było wystąpienie Johna F. Kennedy’ego z 1961 roku, który ogłosił, że Amerykanie wylądują na księżycu i bezpiecznie wrócą na Ziemię przed upływem końca dekady. Postawiło to przed konstruktorem nie lada wyzwanie skonstruowania rakiety tak silnej, która mogła pokonać 384 tysiące kilometrów i zawieźć śmiałków na srebrny glob. Program Apollo, bo tak nazwano próbę umieszczenia ludzi na księżycu wymagał stworzenia zupełnie nowej rakiety. Nazwano ją Saturn V – w konstruowaniu pomógł Arthur Rudolph oraz firmy Boeaing Aviation, Douglas Aircraft i IBM. Powstała rakieta była jednym z najbardziej zaawansowanych technicznie tworów człowieka. Miała 111 metrów wysokości, 10 metrów średnicy i była w stanie wynieść na niską orbitę okołoziemską [200 – 2 000 km] 118 ton ładunku. Wykorzystano w niej silniki F-1 oraz J-2, których huk był słyszany z odległości 80 kilometrów. Składała się z trzech członów. Pierwszy S-IC miał 42 metry wysokości i mieścił 5 silników F-1, które wytwarzały łączny ciąg 34,02 MN. Drugi stopień S-II mieścił silniki J-2 o ciągu 5 MN, natomiast trzeci człon S-IVB mieścił jeden silnik J-2. Cała rakieta wraz z modułem załogowym miała masę startową 3 000 ton. Co ciekawe w pierwotnej wersji zaproponowano lot i lądowanie całej rakiety na powierzchni księżyca. Dopiero później zdecydowano się na wysłanie 2 modułów [dowodzenia i księżycowego], które rozdzielały się na orbicie księżyca. Marzenie von Brauna i prezydenta Kennedy’ego ziściło się 20 lipca 1969 roku o godzinie 20:17:40 UTC, kiedy moduł księżycowy Orzeł, wyniesiony przez Saturna V, wylądował na powierzchni jedynego sztucznego satelity Ziemi. Za ten sukces konstruktor otrzymał jedno z najwyższych odznaczeń – Distinguished Service Medal i rok później został zastępcą dyrektora NASA do spraw planowania. Jego kariera w Agencji Kosmicznej nie trwała jednak zbyt długo – w 1972 roku podjął zatrudnienie w Fairchild Aircraft. Wernher von Braun spełnił swoje dziecięce marzenia i zabrał ludzkość na księżyc. Stał się zamożny i szanowany, natomiast w latach 70 powróciło do niego widmo nazistowskiej przeszłości. Po publikacji w "Paris March" artykułu na jego temat, do redakcji zgłosiło się wielu byłych więźniów obozu Mittelwerk, którzy twierdzili, że osobiście wydawał rozkazy egzekucji i powinien stanąć przed trybunałem międzynarodowym jako zbrodniarz wojenny. Tak się nigdy nie stało natomiast do swojej śmierci tłumaczył się ze swojej wojennej przeszłości. Zmarł 16 czerwca 1977 roku w Alexandrii na nowotwór. Szkoda, że życiorys jednego z największych geniuszy technicznych XX wieku i autora jednego z najbardziej skomplikowanych projektów technicznych, który wyprzedzał swoją epokę o lata zostało zapomniane. Jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci w historii nauki z jednej strony stał się symbolem postępu technicznego, z drugiej autorem „cudownej broni Hitlera”. Jeśli dotarłeś tutaj i nie znałeś tej postaci jest mi niezmiernie miło – pozostaw swój ślad w komentarzu 😊 Po więcej ciekawych historii, życiorysów postaci nauki i zjawisk fizycznych kliknij "lubię to" i zostań na dłużej. Już niedługo historia zapomnianego rywala von Brauna – Siergieja Korolova. Źródła: https://pl.wikipedia.org/wiki/Wernher_von_Braun https://pl.wikipedia.org/wiki/Program_Apollo BBC Knowledge – „Wyścig w kosmos” https://www.youtube.com/watch?v=xr869hpyjAc&t=1245s https://pl.wikipedia.org/wiki/Wy%C5%9Bcig_kosmiczny https://pl.wikipedia.org/wiki/Saturn_V Dziś krótko o zniekształceniach czasoprzestrzeni, historii ich poszukiwań i niezwykłej aparaturze badawczej która pozwoliła nam zaobserwować to zjawisko. Historia rozważań teoretycznych dotyczących istnienia fal grawitacyjnych sięga 1915 roku i publikacji: „Ogólnej teorii względności”, której nieliniowe rozwiązania dopuszczały istnienie „zmarszczek czasoprzestrzeni” przemierzających wszechświat [co ciekawe Albert Einstein do dnia swojej śmierci wątpił w istnienie tego zjawiska]. Dla wyobrażenia zjawiska wyjmijmy je na chwilę z czterowymiarowej przestrzeni i wyobraźmy sobie kilka plam oleju na gładkiej powierzchni wody. Kiedy wrzucimy do niej jakiś obiekt, spowodujemy falę, która docierając do oleju chwilowo zmieni jego kształt i odległość pomiędzy plamami. Analogicznie w czterowymiarowej przestrzeni rozchodząca się fala zniekształca przestrzeń. Głównym powodem, dlaczego zaobserwowanie tego zjawiska zajęło nam sto lat jest niesamowita subtelność tych zmian. W książce: „Zmarszczki na kosmicznym morzu” Davida Blair’a i Geoffa McNamara wydanej w roku 1998 [przed zaobserwowaniem zjawiska] autorzy porównują poszukiwanie fal grawitacyjnych do nasłuchiwania pukania do drzwi z odległości 10 000 kilometrów [mniej więcej odległość pomiędzy Warszawą a Los Angeles]. A więc w jaki sposób zmierzyć to zjawisko?
W poprzednich artykułach wspomniałem już z jak niewyobrażalnie ogromnym [wciąż rozszerzającym się] tworem mamy do czynienia badając wszechświat [8,8 x 10^26 metra /92 miliardy lat świetlnych/]. Skoro więc jest to "obiekt" w jakimś sensie ograniczony, warto zastanowić się jaki ma kształt i co może znajdować się poza nim? Czy mamy na ten temat jakieś naukowe teorie? Oczywiście, że tak – dziś krótko o tym jaki i dlaczego właśnie taki kształt mógłby mieć nasz wszechświat oraz co może znajdować się „poza” nim. A więc jaki kształt ma wszechświat? Jest to pytanie za ‘przynajmniej’ nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki. Zacznijmy od początku – stan dzisiejszej wiedzy daje nam przekonanie, że wszystko zaczęło się niemal 14 miliardów lat temu od Wielkiego Wybuchu. Pozostałością po tamtych zdarzeniach jest przewidziane w 1948 roku, przez Georga Gamowa „mikrofalowe promieniowanie tła” inaczej zwane też „promieniowaniem reliktowym”, za którego obserwacyjne potwierdzenie 30 lat później Noblem zostali nagrodzeni inni badacze - Arno Penzias i Robert Wilson. Jaki ma to związek z kształtem wszechświata? Definitywnie ogromny – dzięki badaniom promieniowania reliktowego udało nam się zrobić jego „zdjęcie” w wieku zaledwie 380 tysięcy lat i jest to jak na razie jedyna taka mapa jaką dysponujemy. Warto nadmienić, że na stan obecnej wiedzy nie jesteśmy w stanie ‘zajrzeć’ dalej wstecz niż graniczne 380 tysięcy lat, ponieważ wcześniej wszechświat wypełniała plazma [był niewyobrażalnie gorący, o energiach cząstek tak dużych, że nie był przezroczysty dla promieniowania]. Właśnie na podstawie tych danych i tej mapy powstawały kolejne teorie dotyczące kształtu wszechświata, natomiast jest wiele interpretacji, ponieważ badacze wyciągają różne wnioski. Głównym problemem jest fakt, iż ludzie są więźniami dwóch wymiarów – nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie wygiętej powierzchni mającej trzy [lub więcej] wymiarów. Jakie ograniczenia są przez to nałożone? Płaszczyzna rządzi się zupełnie innymi prawami niż zakrzywiona przestrzeń [w niej np. twierdzenie Pitagorasa wcale nie obowiązuje, dwa punkty łączy więcej niż tylko jeden możliwy odcinek, a proste równoległe mogą się przeciąć]. Fakt, iż te fundamentalne w naszym świecie zasady załamują się sprawia nam ogromne problemy przy próbie wyobrażenia, a tym bardziej udowodnienia teorii. Przechodząc do sedna pytania o kształt – jakie są obecnie najbardziej prawdopodobne teorie? Pierwszą z nich jest wszechświat w kształcie dwunastościanu. Co ciekawe jako pierwszy kształt taki sugerował już Platon niemal 2 500 lat temu, natomiast rzeczowe argumenty świadczące o słuszności tej teorii należą do Jeana-Pierra Luminet’a i jego zespołu z Observatorie de Paris, którzy w 2003 roku przeanalizowali dane zebrane z sondy WMAP [rzeczonej mapy rozkładu temperatur i gęstości z wszechświata mającego 380 tysięcy lat]. Drugą ciekawą teorią o której chciałem opisać jest model kosmologiczny wszechświata Friedmana - oparty na jego równaniach opisujących ekspansję. Zawierają stałą „k”, która jest niezależna od miejsca w przestrzeni – jest parametrem opisującym lokalną geometrię. W zależności od wartości jakie przyjmuje ta stała otrzymujemy trzy różne możliwe geometrię. Dla k = 0 wszechświat jest płaski i obowiązuje w nim geometria euklidesowa [są zachowane kąty i odległości]. Dla parametru k większego od zera wszechświat jest zamknięty [przyjmuje kształt sfery, więc obowiązuje w nim geometria sferyczna – np. suma kątów w trójkącie jest większa niż 180 stopni]. Dla k < 0 mówimy, że wszechświat jest hiperboliczny [inaczej zwany otwartym – przyjmuje kształt przypominający siodło] Znamy już możliwe kształty jakie może przyjmować wszechświat, więc zastanówmy się chwile co znajduje się poza jego granicami? [o ile one rzeczywiście istnieją]. Swoją drogą warto wtrącić, że fakt nieposiadania granic przez jakiś obiekt nie determinuje tego, że jest on nieskończony – najłatwiej wyobrazić to sobie patrząc na Ziemię. Poruszając się po niej dowolnie długo w dowolnym kierunku nie natrafimy na żadną granicę [możemy wrócić do punktu startowego], ale obserwator z np. Międzynarodowej Stacji Kosmicznej łatwo stwierdzi, że jest ona obiektem skończonym.
Pierwszą ciekawą teorią jest wieloświat. Kwantowa hipoteza wielu światów Hugh Everetta III jak poprawnie powinna się ją nazywać zakłada, że wszystko co może się zdarzyć, dzieje się w alternatywnej rzeczywistości, która przypomina ogromne rozgałęziające się w każdej chwili drzewo [w prostym ujęciu za każdym razem, gdy cząsteczka ma wybór jaką drogą ma się poruszyć powstają alternatywne wszechświaty i w każdym z nich wybiera ona inną drogę]. Kolejną interesującą teorią multiświata jest ta opisana w M-teorii [unifikującej wszystkie zgodne wersje teorii superstrun]. Od poprzedniej rozróżnia ją to, że w każdym możliwym wszechświecie mogą istnieć różne prawa fizyki. Według obliczeń profesorów Linde i Vanchurin liczba takich uniwersów może wynosić 10^100 [więcej niż liczba atomów w obserwowalnym wszechświecie szacowana na 10^80]. Ciekawą teorię wysnuł również fizyk Lee Smolin, który założył, że każda czarna dziura to zalążek kolejnego wszechświata z lekko innymi prawami fizyki [wedle niej nasze uniwersum to czarna dziura w „wyższym” wszechświecie”]. Ciekawe jest to, że hipoteza w sporej części została potwierdzona wzorami matematycznymi, natomiast duże znaczenie ma w tym przypadku interpretacja, dlatego nie jest ona tak popularna. Inną równie interesującą teorię, co prawda nie wskazującą na to co znajduje się poza granicami widzialnego wszechświata wysnuł zespół Aleksandra Kashlinsky’ego. W 2008 roku zaobserwowali oni wielkoskalowy ruch materii [setki gromad galaktyk zaczęły się przesuwać w stosunku do mikrofalowego promieniowania tła z prędkością dochodzącą do 1000 km/s w kierunku punktu na niebie zlokalizowanego w okolicach gwiazdozbioru Centaura i Żagla]. Teoria nie została potwierdzona, ale zastanawiające jest jak olbrzymi obiekt mógłby spowodować takie nagłe i olbrzymie przyśpieszenie ruchu w swoim kierunku? 😊 Na zdjęciu mapa fluktuacji temperatury mikrofalowego promieniowania tła zmierzonego przez satelitę Planck [przedrostek piko na skali oznacza jedną bilionową – 10^-12] Źródła: Stephen Hawking – „Jeszcze krótsza historia czasu” Michał Heller – „Ostateczne wyjaśnienie wszechświata” Krzysztof Meissner – „Przyszłość wszechświata” – wykład z 15.03.2016 /https://www.youtube.com/watch?v=azHLkRvDhJs/ Tomasz Rożek – „Zrobieni w balona – kształt wszechświata” /http://www.kopernik.org.pl/…/zrobieni-w-balona-ksztalt-wsz…/ Opracowanie własne Silnik elektryczny, prądnica prądu przemiennego, autotransformator, radio, elektrownia wodna, bateria słoneczna, transformator Tesli czy dynamo rowerowe i pilot radiowy. Wszystkie powyższe były dziełem człowieka, który jak Da Vinci wyprzedził epokę w której żył. Dzisiaj krótko o niesamowitej historii chyba najbardziej niedocenianego naukowca jaki stąpał po naszej planecie. Nikola Tesla przyszedł na świat 10 lipca 1856 roku na terenach dzisiejszej Chorwacji. Rodzice chcieli by został kapłanem tak jak jego ojciec Milutin, natomiast ten już od najmłodszych lat wykazywał niesamowite umiejętności [miał absolutną pamięć wzrokową, władał sześcioma językami i potrafił liczyć w pamięci z dokładnością sięgającą liczb po przecinku], co doprowadziło go do podjęcia studiów na Uniwersytecie Technicznym w austriackim Grazu. Był tym z przedstawicieli największych uczonych tego świata, którzy mieli spore problemy z edukacją [podobnie jak np. Albert Einstein]. Nie ukończył trzeciego roku studiów, ponieważ bardziej niż nauka pochłonęły go karty, alkohol i bilard [przekazy mówią, że potrafił tak precyzyjnie wyliczyć kąty odbicia bil, iż był niepokonany]. Po opuszczeniu uczelni cierpiał na załamanie nerwowe. Zamieszkał w Mariborze, ponieważ bał i wstydził się przyznać rodzinie do swojej porażki w Grazu. Rok później został deportowany do rodzinnej wsi za włóczęgostwo. Powrót syna z załamaniem nerwowym znacznie przyczynił się do pogorszenia stanu zdrowia jego ojca, który zmarł w kwietniu 1879 roku
Wynalazek zwrócił jednak uwagę Charlesa Batchelora, który zaproponował mu dołączenie do organizacji Edisona w Nowym Jorku. W liście polecającym napisał: „Drogi Edisonie. Znam dwóch wielkich ludzi. Jednym jesteś Ty, natomiast drugim ten młody człowiek”. Z tą właśnie rekomendacją w 1884 roku młody Serb udał się w podróż do Ameryki. Już pierwszej nocy na nowym kontynencie Tesla zaimponował swojemu nowemu pracodawcy naprawiając prądnice na parowcu SS Oregon. Nikola w Nowym Jorku kontynuował pracę nad prądnicami, ideę silnika elektrycznego odkładając na później. W tym okresie opatentował około dwudziestu wynalazków, które na stałe weszły w skład maszyn produkowanych przez Edisona. Dwaj geniusze starli się w roku 1885, kiedy Edison postawił przed nowym wynalazcą zadanie ulepszenia swoich generatorów prądu stałego za co obiecał mu astronomiczną kwotę 50 000 dolarów. Po kilku miesiącach Serb przedstawił gotowe rozwiązanie opierające się o zastosowanie generatorów prądu przemiennego, natomiast Amerykanin odmówił wypłaty pieniędzy twierdząc, że żartował [miał powiedzieć: „Tesla, nie rozumiesz naszego amerykańskiego poczucia humoru”]. Było to podyktowane dwoma czynnikami – po pierwsze nie dysponował takimi środkami, a po drugie uważał prąd stały za „lepszy”. Tym samym Tesla zrezygnował z pracy dla Edisona. Dzięki wsparciu dwójki biznesmenów – Roberta Lana i Benjamina Vala założył „Tesla Electric Light & Manufacturing”. Firma zajęła się produkcją lamp łukowych – nie było to marzenie młodego wizjonera, ale pozwoliło mu na spokojne życie. Współpraca nie ułożyła się jednak po myśli wynalazcy – biznesmeni wyrzucili go z interesu, pozbawiając nie tylko patentów firmy, ale i środków na życie. Zima na przełomie lat 1886/1887 była najgorszym okresem w życiu Nikoli. Stać go było jedynie na „wynajmowanie” łóżka, na które zarabiał kopiąc rowy. W 1887 roku udało mu się nawiązać współpracę z Alfredem Brownem i Charlesem Peckiem, którzy zajmowali się zakładaniem nowych firm i wypracowywaniem zysków z tworzonych wynalazków i patentów, co zaowocowało założeniem Tesla Electric Company w kwietniu tegoż roku. Wynalazca wreszcie wkroczył na ścieżkę sukcesu. W 1888 roku dokończył i opatentował silnik elektryczny i prowadził badania nad liniami wysokiego napięcia. W lipcu sprzedał patent silnika Georgowi Westinghouse’owi za 25 000 dolarów w gotówce, drugie tyle w obligacjach i tantiemy w wysokości 2,5 dolara od każdego konia mechanicznego mocy w każdym zbudowanym przez Westinghous’a silniku. Serb stał się krezusem i w pełni mógł się poświęcić pracy wynalazcy. Biznesmen opierając się na wynalazkach Tesli zbudował pierwszą elektrownie prądu przemiennego i linię przesyłową, dzięki której zapewnił oświetlenie wszystkich stacji kolejowych na północnym wschodzie Ameryki. Edison nie był zadowolony z sukcesów swojego rywala i rozpoczął kampanię na temat rzekomego niebezpieczeństwa stosowania prądu przemiennego, jednak fakty stały po stronie Europejczyka i to jego instalacje zaczęły przejmować rynek produkcji przesyłu prądu. Doprowadziło to do wymuszeniu przez władzę General Electric sprzedaży przez Teslę patentów na urządzenia prądu przemiennego, a na Edisonie przejście wszystkich jego elektrowni na „nowy” system. Ostatecznie „śmierć” prądu stałego sfinalizował kolejny wynalazek Tesli – turbina wodna, która generowała prąd opierając się na energii przepływu wody w rzekach. Następnym przełomowym momentem w życiu Serba była bitwa o radio. Po opublikowaniu przez Maxwella teorii elektromagnetyzmu, Tesla skonstruował cewkę wysokonapięciową. Zauważył, że wysyła ona bardzo silne fale elektromagnetyczne, które chciał wykorzystać do przesyłu prądu na duże odległości. Pomysł się nie udał, natomiast wynalazca wpadł na kolejny – chciał wysyłać za pomocą tych fal dźwięki. Patent na urządzenie był gotowy w roku 1900, ale o kilka dni wyprzedził go Gugielmo Marconi. Serb wytoczył Włochowi proces o prawa do patentu wykazując, że korzystał on bez jego zgody z wcześniej opatentowanej cewki, natomiast długi proces Teslę doprowadził do bankructwa, nie przynosząc żadnych rezultatów. Dodatkowo Marconi za swój wynalazek został nagrodzony Noblem [odwołanie Tesli do Sądu Najwyższego zostało pozytywnie rozpatrzone w 1943 roku – po śmierci wynalazcy]. W 1915 roku Agencja Reutera podała informację o przyznaniu nagrody Nobla Thomasowi Edisonowi i Nikoli Tesli, lecz kilka dni później świat obiegła wiadomość, że nagrodę zdobyli Henry i William Bragg za pomoc w analizie sieci krystalicznej przy użyciu promieniowania rentgenowskiego. Prawdopodobnie naukowcy nie zostali nagrodzeni przez swoją wzajemną niechęć i pomniejszanie swoich osiągnięć. Dodatkowo publicznie przyznali, że nie odbiorą nagrody jeśli konkurent otrzyma ją pierwszy i nie zamierzają się nią dzielić. Do swojej śmierci w styczniu 1943 roku Nikola zajmował się mi. konstrukcją maszyny, która mogła być sterowana radiowo [opatentował pilot radiowy] oraz koncepcją wolnej energii, która w pewnym sensie była jego obsesją. Zmarł w apartamencie w Nowym Jorku. Jego śmierć również jak całe życie owiana jest pewną tajemnicą. Z zeznań jego siostrzeńca wynika, że z pokoju w którym mieszkał zniknęły wszystkie zapiski naukowe. Krótko po tym urząd skonfiskował wszystkie jego posiadłości.
Współcześni badacze uważają, że Nikola Tesla cierpiał na poważne skutki zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. Miał wiele obsesji – na punkcie włosów czy mycia rąk. Wiele czynności wykonywał w seriach podzielnych przez 3, mieszkał na piętrze i w pokoju o numerze podzielnym przez 3 – zmarł w pokoju nr 3327 [podobno nawet obchodził budynek trzykrotnie przed wejściem do niego]. Był niesamowitym wizjonerem i z pewnością mógł osiągnąć jeszcze więcej. W 1887 roku pracował nad promieniowaniem X – wykonał zdjęcie kości swojej dłoni i wysłał je do… Roentgena. Ten za „odkrycie” promieniowania Roentgenowskiego czternaście lat później otrzymał nagrodę Nobla. Tesla opisał także podstawy uzyskiwania niskich oporów w niskich temperaturach 11 lat przed Noblem za nadprzewodnictwo dla Heike Onnesa. Wpadł także na pomysł skonstruowania radaru osiemnaście lat przed Robertem Watsonem-Wattem, którego nie ukończył. Najśmielszym jego pomysłem była chyba wieża Wardenclyffe, którą zasponsorował magnat bankowości J.P. Morgan. Oficjalnie miała pełnić funkcję nadajnika radiowego [działającego transkontynentalnie] natomiast wizjoner odkrył, że za jej pomocą może sterować pogodą i wyładowaniami energii o niszczycielskiej sile, a nawet wywoływać katastrofalne trzęsienia Ziemi [przez wzmacnianie jej rezonansu]. Ostatecznie wieże wysadzili Amerykanie w 1917 roku podejrzewając, iż może służyć jako punkt namiarowy dla niemieckich łodzi podwodnych. Nikola Tesla to niewątpliwie niesamowity wizjoner i geniusz. Warto zapamiętać z jego życia więcej niż odkrycie prądu przemiennego. |
nawigacja
Grudzień 2018
Kategorie
Wszystkie
|